W pierwszych powojennych latach Kisielewski i Mycielski wspólnie redagowali „Ruch Muzyczny”. Od tego czasu ich nazwiska wymienia się zazwyczaj razem. Obaj łączyli fach kompozytora z zawodem publicysty i krytyka muzycznego. Mieli znakomite pióro. Ceniono ich nawet bardziej za teksty oraz odwagę występowania przeciwko polityce PRL-owskich władz niż za utwory muzyczne. Przyjaźnili się całe życie, choć nieraz ostro spierali, zwłaszcza w sprawach dotyczących muzyki i sztuki. Zdarzało się także, że cięty język Kisielewskiego dotykał przyjaciela. W 1958 roku Mycielski obruszył się na jeden z felietonów kolegi, na co ten, prosząc go o wybaczenie, pisał:
Kochany Zygmuncie, Zewsząd słyszę, że się na mnie obraziłeś. Czyż to naprawdę możliwe?! Przecież wiesz, że mam skłonność do głupawych żartów i, zawsze byłeś na to wyrozumiały – raz tylko dałeś mi w mordę, ale Bóg Cię za to pokarał, bo Cię okradli. (10 XII 1958, Archiwum Zygmunta Mycielskiego, BN)
Z czasem nieporozumień było coraz mniej, pozostała przyjaźń. Po śmierci Mycielskiego Kisielewski żegnał go na łamach paryskiej „Kultury” słowami:
Osobliwy to był człowiek i osobliwa jego rola w polskiej kulturze. Na szczegółowe omówienia przyjdzie na pewno pora, niniejsze parę słów to szkic, zarys, kontur widziany przez człowieka, który utracił coś bardzo bliskiego, który utracił cząstkę własnego życia, część siebie samego („Kultura” 1987 nr 10).