Kiedy go zobaczyłem, jak wraz z Krzysztofem Morstinem spokojnie przekraczał próg naszego domu i z uśmiechem witał się z rodzicami, cechy jego osobowości, które wydedukowałem sobie z jego zdjęć, potwierdziły się i po pierwszym kwadransie konwersacji w sposób harmonijny dopełniły jego obraz: człowieka emanującego spokojem, ze specyficznym poczuciem humoru, o nienagannych manierach i wyrażającego się piękną polszczyzną.
Kontaktując się z nim przez lata, coraz częściej imponował mi wiernością ideałom wolności i prawości oraz odwagą, o czym na każdym kroku świadczyła jego postawa w najtrudniejszych momentach historii PRL-u. Było to przedmiotem mojego podziwu. Zygmunt żył sprawami naszego kraju, nie ulegał przy tym emocjom i nigdy nie szedł za głosem fanatycznych zapaleńców dopóty, dopóki sam nie był przekonany o słuszności decyzji. Zadziwiająca była trzeźwość jego spojrzenia, a także pewien dystans, niepozbawiony niekiedy ironii.
Dla mnie była to jedna z tych osób, których mądrość i kultura promieniowały, stwarzając wrażenie, że świat jest w istocie lepszy, niż się nam wydaje. Broniąc fundamentalnych, humanistycznych wartości, stał się moralnym autorytetem i punktem odniesienia dla wielu z nas.
From the interview conducted by Beata Bolesławska-Lewandowska
(Mycielski. Szlachectwo zobowiązuje, Kraków 2018)