Trzeba pamiętać o jego pochodzeniu, które sprawiało, że nie odczuwał imperatywu wspinania się ku górze drabiny społecznej, bo już tam był. Z racji urodzenia. Komponował powoli i niemodnie, dlatego pozostawał znany raczej jako ten, co znakomicie pisze o muzyce, ale niekoniecznie równie ciekawie komponuje.
Zdarzały się też sytuacje zabawne. Otóż w redakcji często walały się na biurkach odbitki korektorskie kolejnych numerów „Ruchu”, nie zawsze aktualne, choć staraliśmy się je wyrzucać, gdy numer był już wydrukowany. Redaktor Mycielski, który od czasu do czasu miewał napady wyrzutów sumienia, że może za mało zajmuje się pismem, przychodził rano do redakcji i siadał z zapałem do korekty. No i zdarzało się, że dumny z siebie przynosił nam korektę zrobioną na szpaltach numeru, który już był w sprzedaży…
Gdy nas [„Ruch Muzyczny” – B.B.-L] eksmitowano z Teatru Wielkiego, jego już w redakcji nie było, zdymisjonowano go w 1968 roku – został ukarany za przyłączenie się do protestu przeciwko zdjęciu Dziadów Mickiewicza z afisza Teatru Narodowego. Jestem przekonany, że gdyby Mycielski w 1969 roku był jeszcze szefem „Ruchu”, to tak lekko by nas z teatru nie usunięto – ministerstwo bowiem bardzo się z nim liczyło, niezależnie od nakładanych na niego sankcji politycznych. […] Bez Mycielskiego jednak władzom znacznie łatwiej było zarówno wprowadzić swoich ludzi do redakcji, jak i usunąć nas z naszego lokalu.
Z rozmowy przeprowadzonej przez Beatę Bolesławską-Lewandowską
(Mycielski. Szlachectwo zobowiązuje, Kraków 2018)