Mycielscy z Wiśniowej
Życie Zygmunta Mycielskiego można właściwie zawrzeć w poniższych słowach.
Jestem produktem typowo rodzinnym, w takim pojęciu rodziny, jakie od starożytnych czasów, poprzez długie wieki chrześcijaństwa pozostało w Europie od wieków średnich. To pojęcie rodziny było wspólne chłopom, szlachcie i warstwie arystokratyczno-magnackiej. Łączyło się ściśle z pojęciem domu, siedziby, czyli tak zwanego „gniazda”. Było to pojęcie silniejsze od indywidualnych zachcianek i gustów pojedynczego członka rodziny (Z. Mycielski, „Pamiętnik", rękopis, Archiwum Zygmunta Mycielskiego. BN).
Podobnie jak każdy przedstawiciel znamienitego rodu od wczesnego dzieciństwa mierzył się z dziedzictwem swych przodków. Jak czytamy w jego zapiskach:
Za moich czasów dziecinnych dziecko miało nos starosty konińskiego, dystrakcję prababci Alfonsyny, katar kiszek wuja Jula, krótkowzroczność stryja Jerzego, zamiłowania historyczne wuja Stasia lub ornitologiczne po Wodzickich czy Dzieduszyckich. Wszystko to było klasyfikowane bezbłędnie, porównywane do portretów i przechowywane w ustnej tradycji, podobnie jak gromadzone w domach meble, porcelany, srebro, biblioteki, obrazy i setki drobiazgów, z których każdy miał swoją historię i przestawał być prywatną własnością, by stawać się historycznym depozytem rodzinnym. Nawet klejnotów się nie przerabiało, nie dostosowywało do obowiązującej mody, bo każdy sznurek pereł, rubin czy szmaragd był skądeś, po kimś lub od kogoś, był prezentem ślubnym lub dziedzictwem, figurującym na portrecie prababci Karoliny czy na sztychu podskarbiego Moszyńskiego (ibid.).
Jak podkreśla Mycielski:
Domy – Gniazda były czymś tak przemożnym, że znaczyły więcej niż nazwisko. Potoccy byli z Krzeszowic, Łańcuta, Antonin czy Rymanowa – nazwy tych miejscowości były czymś precyzującym dokładnie przynależność danego członka rodziny. Łączyło się to z zakorzenionym głęboko snobizmem i rodzinnym, i – że tak to nazwę – „miejscowym” (ibid.).
Gniazdem rodzinnym Mycielskich – tej linii, z której wyszedł Zygmunt – stała się niewielka Wiśniowa na Podkarpaciu. Skromny, ale malowniczo położony dwór zakupiony został w 1867 roku przez Franciszka Mycielskiego (1832–1901), pochodzącego z Wielkopolski dziadka kompozytora, ożenionego z pochodzącą z jednego z najlepszych galicyjskich rodów panną, Walerią Tarnowską (1830–1914).
„Wiśniowa uprawiała polską gościnność i europejską kulturę”, jak zapisał przyjaciel domu, Stanisław Koźmian (S. Koźmian, Polska pani z ostatniego okresu. Walerya z hr. Tarnowskich Franciszkowa hr. Mycielska, 1830–1914, Kraków 1916).
Przyjaźnił się on także z bratem Walerii, Stanisławem Tarnowskim, przywódcą krakowskich konserwatystów i rektorem Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak zanotował Zygmunt Mycielski:
[…] szwagier dziadka prof. Stanisław Tarnowski, znany historyk literatury, trząsł uniwersytetem krakowskim i partią konserwatystów. Bywali wtedy w Wiśniowej, obok St. Tarnowskiego, obaj bracia Morawscy, Stanisław Koźmian, historyk Karol Potkański – był to tak zwany „sojusz hrabiów z profesorami uniwersytetu” – który na przełomie XIX i XX wieku wydał piękny okres „kultury krakowskiej” z Akademią Umiejętności na czele, a strasznym dzieckiem, Stanisławem Wyspiańskim w ogonku. Nadchodziły czasy „Młodej Polski”, od której odżegnywano się w rodzinie ojca, nadchodził okres Przybyszewszczyzny i „Zielonego Balonika” Boya, lecz w Wiśniowej dyskutowano raczej o przyczynach upadku powstań w 1830 i 1863 roku, grano za młodych lat babki komedie Musseta, śpiewano pieśni i duety Schumanna i rozmawiano bez przerwy i ciągle, z krzykami i wielkim temperamentem o sprawach krajowych, politycznych, rolniczych, o hodowli i wyścigach konnych (Z. Mycielski, „Pamiętnik").
A w innym miejscu dodawał jeszcze: „Szkoła historyczna krakowska była moim przedszkolem” (A. Biernacki, List wnuka (Zygmunt Mycielski o „Il Conde” Conrada), „Teksty Drugie” 1990 nr 3).
Babka kompozytora, Waleria Mycielska chętnie otaczała się ludźmi literatury, sztuki i teatru. Jej zamiłowania przejąć miał pierworodny syn, Jerzy Mycielski (1856–1928), który został zasłużonym historykiem sztuki, profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, wybitnym mecenasem i kolekcjonerem dzieł sztuki, z których większość przekazał w darze na Wawel.
W listopadzie 1898 roku w Krakowie poślubił Marię Szembekównę (1877–1951). Młoda pani Mycielska znakomicie wpisała się w tradycje domowe ustanowione w Wiśniowej przez Walerię. Ona również interesowała się literaturą, sztuką i muzyką. Przyjaźniła się z Tadeuszem Stryjeńskim, Józefem Mehofferem i Jackiem Malczewskim. Znała Józefa Conrada Korzeniowskiego, który był przyjacielem jej ojca, Zygmunta Szembeka (1844–1907). To właśnie jego Conrad sportretował w swej noweli Il Conde (Joseph Conrad, Il Conde, 1908. Zob. też A. Biernacki, List wnuka (Zygmunt Mycielski o „Il Conde” Conrada), „Teksty Drugie” 1990 nr 3). Szembek był niespokojnym duchem. Pięknie grał na fortepianie i kompletnie nie miał głowy do interesów. W rodzinie uchodził za utracjusza, którego głównym zajęciem było trwonienie majątku żony, Klementyny z Dzieduszyckich (1855–1929), jednej z czterech córek ordynata ze Lwowa, Włodzimierza Dzieduszyckiego (1825–1899), twórcy słynnego lwowskiego Muzeum Przyrodniczego.
Wprowadzili się tam tuż po ślubie, przyjmując posadę zarządcy przeworskiej ordynacji Lubomirskich. W 1899 roku na świat przyszedł pierwszy syn pary, Franciszek, dwa lata później Jan Zygmunt, w 1904 Kazimierz i jako ostatni, w 1907, Zygmunt. Wszyscy urodzili się w Przeworsku, postanowiono bowiem, że po śmierci nestora rodu Mycielskich w zarządzaniu majątkiem w Wiśniowej pomoże owdowiałej Walerii jej niezamężna starsza córka, Cecylia. Dzięki temu Jan mógł nadal oddawać się zarządzaniu ogromnymi majątkami ziemskimi. Odziedziczył po ojcu zdolności gospodarskie i miał w tym zakresie znakomite osiągnięcia. Był aktywnym działaczem Galicyjskiego Towarzystwa Gospodarczego i Komitetu Towarzystwa Rolniczego w Krakowie. Pod jego rządami przeworska ordynacja Lubomirskich kwitła. Młodzi małżonkowie cieszyli się także udanym życiem rodzinnym. W 1907 roku oczekiwali przyjścia na świat czwartego dziecka. Matka bardzo liczyła na to, że tym razem będzie córka. Stało się jednak inaczej i 17 sierpnia na świat przyszedł czwarty syn, któremu na chrzcie – który odbył się 4 września w Przeworsku – nadano imię Zygmunt.
Kolejne dwa lata Mycielscy spędzili zatem w Zarzeczu koło Jarosławia, by w 1912 przenieść się do Poturzycy koło Sokala. W 1914 roku podjęli decyzję, by w końcu osiąść w Wiśniowej. Jednak już w podróży do rodzinnego majątku widzieli we Lwowie afisze mobilizacyjne – rozpoczynała się Wielka Wojna. Nie zostali więc długo na Podkarpaciu. Już 17 sierpnia wyruszyli w stronę Węgier, by ostatecznie dotrzeć do Wiednia. Tam spędzili kolejne miesiące, a latem 1915 roku powrócili do Wiśniowej, już na stałe. Jak wspominał Zygmunt: „[G]dy w 1915 r. wojska rosyjskie wycofały się spod Krakowa poza San, powróciliśmy w najnormalniejszy w świecie sposób – przez Kraków, do Wiśniowej”. I dalej notował:
Pamiętam dobrze ten powrót. Moja imaginacja dziecinna rozpalona była opowiadaniami z frontu. Ogród był poprzerzynany rowami strzeleckimi, dom pusty, pełen dziur od kulek karabinowych, bez okien i drzwi. Urządzenie częściowo porozbierane przez służbę i chłopów powoli wracało na dawne miejsce. Odnaleziono ukryte srebro i obrazy, odnawiano powoli meble. Mój ojciec odbudowywał zniszczone gospodarstwo, życie wracało powoli do dawnego kształtu (Z. Mycielski, „Pamiętnik").
I pomimo trwających wokół działań wojennych, a następnie z radością przyjętych zmian związanych z odrodzeniem Polski, „życie w Wiśniowej biegło pod hasłem pozornego «niech na całym świecie wojna – byle polska wieś spokojna»” (Z. Mycielski, Pamiętnik). Rodzice zajmowali się odbudową gospodarstwa, a starszych synów wkrótce wysłano do gimnazjum we Lwowie. Dorastający Zygmunt uczył się na razie w domu, pod czułym okiem matki.