Poznany podczas studiów w Paryżu Szeligowski stał się dla Mycielskiego jednym z najbliższych przyjaciół. Jeszcze w Paryżu Mycielski zachwycał się jego Pieśniami zielonymi. W 1934 roku dzięki Szeligowskiemu zamieszkał w Wilnie i rozpoczął pracę w tamtejszej rozgłośni Polskiego Radia. Szeligowski wraz z żoną gościł także przed wojną w Wiśniowej. Po wojnie Szeligowscy osiedli w Poznaniu, ale przyjaźń kompozytorów przetrwała. Po śmierci Szeligowskiego Mycielski zanotował krótko:
Znaliśmy się i przyjaźnili od 32 lat. (Z. Mycielski, „Dziennik 1960-1969", Warszawa 2001)
Z audycji Tadeusz Szeligowski, red. Anna Skulska, Polskie Radio 2018
TRANSKRYPT WYPOWIEDZI:
Zygmunt Mycielski: Tadeusza Szeligowskiego poznałem już bardzo dawno temu, z okazji jak w Paryżu był odsłaniany pomnik Mickiewicza, dłuta Bourdelle'a. Wówczas ja świeżo tam przyjechałem, nie wiedziałem, jak dostać bilet na to odsłonięcie pomnika, na którym miał być Paderewski (zdaje się, że tam Daszyński był i różne wówczas interesujące nas osobistości). Tadeusz był sekretarzem tak zwanego Stowarzyszenia Młodych Muzyków Polaków w Paryżu, ci muzycy tymczasem mocno już podstarzeli się… Niemniej, wtedy ja byłem właśnie tym najmłodszym adeptem do tego stowarzyszenia, Tadeusz mi ten bilet dał, spotkaliśmy się bodajże po raz pierwszy na tym odsłonięciu. Kilka tygodni potem zobaczyłem jego pierwszy zbiór pieśni, były to Cztery pieśni zielone już do słów Brandstaettera (tego Brandstaettera, który później dał mu libretto do opery). Te Pieśni zielone niesłychanie mnie wówczas zafrapowały, wydały mi się te pieśni jakąś jakby dalszą drogą - w pewnym sensie uproszczenia i zbliżenia – do ludowości, ale drogą, którą ja wówczas gdzieś zaczepiałem o Słopiewnie Szymanowskiego, pomimo wszystkich różnic, jakie między zbiorem Szymanowskiego a tymi Pieśniami zielonymi zachodzą. No, pamiętam, że po jednym, a bodajże po pierwszym wykonaniu tych Pieśni zielonych szliśmy długo przez miasto razem i wtedy Tadzio powiedział do mnie rzecz, którą całe życie pamiętam. Dawał mi pewne rady, wskazówki, co robić dalej, jak komponować, i właśnie skończył tę rozmowę lapidarnym bardzo powiedzeniem: „A zresztą, co się będziesz martwił, masz komponować i potem umrzeć”.