Pamiętam, że kiedyś ojciec z Zygmuntem ułożyli razem balet [chodzi o Zabawę w Lipinach – B.B.-L.] – ja nie mieszkałam już wtedy na Stawisku, tylko w Warszawie. Strasznie się śmiali, tworząc ten balet, bo to były jakieś okropne bzdury, został on jednak nawet potem wystawiony w Poznaniu. Pamiętam też, jak chyba w jednym z listów do ojca Zygmunt przesłał mu taki oto wierszyk:
Nadchodzi ciemna noc
i księżyc świeci w dali.
Po cóż nam soc, po cóż nam soc,
po cóż nam socrealizm.
Bardzo to było zabawne… Zygmunt miał bardzo filozoficzną naturę. Ogromnie go lubiłam i wiem, że i on mnie lubił. Było mi bardzo smutno, kiedy odszedł. Pamiętam zresztą, jak mówił, że żaden z Mycielskich nie dożył osiemdziesiątki, i rzeczywiście, on sam też zmarł niedługo przed osiemdziesiątymi urodzinami.
Z rozmowy przeprowadzonej przez Beatę Bolesławską-Lewandowską
(Mycielski. Szlachectwo zobowiązuje, Kraków 2018)