Przytoczone tu wspomnienie o Zygmuncie Mycielskim Stefan Kisielewski zapisał w książce Z muzycznej międzyepoki (Kraków 1966). W audycji Człowiek moralnie niewyspany. O Zygmuncie Mycielskim w 25-tą rocznicę śmierci (Polskie Radio 2012) przypomniał je zięć Kisielewskiego, kompozytor Adam Sławiński.

Stefan Kisielewski
Z audycji Człowiek moralnie niewyspany. O Zygmuncie Mycielskim w 25. rocznicę śmierci, red. Anna Lisiecka i Dorota Gacek, Polskie Radio 2012
TRANSKRYPT WYPOWIEDZI:
Stefan Kisielewski (czyta Adam Sławiński): Pierwszego października 1945 roku wyszedł pierwszy numer Ruchu [Muzycznego]. Redagowałem go sam, jedynie z sekretarką. Od roku 1946 została nią moja żona. Tejże jesieni w mojej mansardzie (mieszkałem teraz w pracowni malarskiej na czwartym piętrze nad redakcją Przekroju) zjawił się dość dziwny osobnik. Wysoki, z twarzą wychudłego psa, ubrany w podarte spodnie i jakiś worek. Był to po prostu Zygmunt Mycielski, który cztery lata siedział w stalagach i obozach, pracował w Niemczech, fabrykach i na roli, a teraz przyjeżdżał wprost z Paryża. Mimo swego dziadowskiego stanu tryskał po prostu optymizmem. Uważał za olbrzymi sukces fakt, że wszyscy żyjemy i wiązał z tym ogromne nadzieje. Zaczęliśmy wspólnie robić Ruch Muzyczny – kontynuuje Kisielewski – doskonale pracowało się nam we troje, przy czym Mycielski dawał wspaniałe koncerty roztargnienia. Raz zgubił na plantach grubą teczkę z rękopisami Ruchu, po czym przez kilka lat zgłaszały się do redakcji starsze panie z muzykologii, płacząc, że przepadł im jedyny egzemplarz – owoc wieloletniej pracy.