W rezultacie w latach osiemdziesiątych powstały znakomite kompozycje wokalno-instrumentalne, jak Psalmy na baryton, chór i orkiestrę (1982–83) i Liturgia sacra na chór i orkiestrę (1983–84), a także Fragmenty na chór i małą orkiestrę, do słów Juliusza Słowackiego (1986–87), ostatni zanotowany przez kompozytora utwór. Również miniaturowe, poruszające Wieczne odpoczywanie na chór mieszany lub głos solowy i fisharmonię (1983–84) oraz cykl Ośmiu pieśni do słów Zbigniewa Herberta na baryton i fortepian (1984). Do tego doszły utwory orkiestrowe: Fantazja na orkiestrę (1981) oraz szósta, Ostatnia symfonia (1985–86). Już ten wykaz ukazuje potencjał twórczy, ujawniony przez Mycielskiego w późnym okresie jego działalności kompozytorskiej. Teraz podjął też w swej twórczości tematy najważniejsze. Dzięki temu stworzył w Psalmach i Liturgia sacra najdonioślejsze swe dzieła.
Ostatnie lata
W ostatnich latach życia Mycielski bardzo dużo komponował.
Dzieło to przyniosło mu zarówno Nagrodę Związku Kompozytorów Polskich, jak i prestiżową w tamtych czasach Nagrodę „Solidarności”. To był moment długo wyczekiwanego kompozytorskiego triumfu. Przyjmował go trochę zaskoczony, z właściwym sobie dystansem. Pod koniec stycznia 1987 roku pisał do Andrzeja Panufnika:
Ty masz wspaniałą „fazę” – nie wątpię, z twórczością, ja późny, lokalny tu sukces z „Liturgią" i „Psalmami" (Zygmunt Mycielski do Andrzeja Panufnika, Warszawa, 30/31 I 1987, w: „Zygmunt Mycielski – Andrzej Panufnik. Korespondencja", cz. 2: „Lata 1970–1987", Warszawa 2018).
O ile wykonany po raz pierwszy na Warszawskiej Jesieni w 1984 roku Psalm XII przyniósł dość ostrożne jeszcze pochwały krytyków (prezentacja tylko środkowego z Trzech Psalmów zdecydowanie nie oddawała całości kompozytorskiego zamierzenia), to po prawykonaniu Liturgia sacra na Warszawskiej Jesieni w 1986 roku Dorota Szwarcman pisała:
Po delikatnym „Preludio" Toshio Hosokawy – duże przeżycie: „Liturgia sacra" Zygmunta Mycielskiego. Utwór przedziwnie surowy, maksymalnie jakby ogołocony z niepotrzebności, oczyszczony, przypomina „Requiem canticles" Strawińskiego – skojarzenie to wstrząsa mną, bo przypominam sobie, co Mycielski pisał właśnie o tym utworze. Liturgię odbiera się jako testament, przesłanie i zarazem wyznanie wiary, w której mieści się i wierność” (D. Szwarcman, „Z dziennika wytrwałej słuchaczki", „Ruch Muzyczny” 1986 nr 23).
Obydwa te dzieła to utwory niezwykle ważne tak pod względem przesłania, jak i artystycznego formatu. Do obrazu muzyki religijnej Mycielskiego stworzonej w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych dodać należy skromne muzyczne opracowanie modlitwy za zmarłych, Wieczne odpoczywanie. Napisał je w 1984 roku na prośbę Chóru Echo z jego rodzinnej Wiśniowej. Również z 1984 roku pochodzi też ostatni w jego twórczości cykl pieśni – Osiem pieśni do słów Zbigniewa Herberta na baryton i fortepian.
Lata osiemdziesiąte to w twórczości Mycielskiego jednak nie tylko utwory religijne i pieśni. W 1981 roku ukończył pełną niepokoju Fantazję na orkiestrę. Po ukończeniu Liturgia sacra z kolei zapragnął skomponować symfonię. Szóstą w kolejności. Nazwał ją Ostatnią. W swym dzienniku, pod koniec listopada 1984 roku notował:
Z ilości, a więc z chaosu myśli, zwidzeń, pomysłów, zrobić całość, a więc obraz. Tak słyszę „Ostatnią symfonię". Jeszcze chaos, ale w muzyce skala biegnie od dramatu po spokój, od rytmów i figur po linię, od przerw po ciągłość, zaskoczenie, oczekiwanie, rygor i wplecione okrzyki. Widzi mi się rzecz dziwna. Może potrafię to zrobić. JESZCZE (Warszawa, 19 XI 1984, Z. Mycielski,„Niby-dziennik ostatni",Warszawa 2012).
W 1986 roku Mycielski czuł się coraz gorzej. 7 stycznia przyjechał do Konstancina, gdzie chciał w spokoju kończyć utwór. Coraz bardziej dokuczały mu jednak bóle brzucha. Z początkiem marca pojechał do lekarki, a po powrocie zanotował:
Tak jest, pani Płachecka znalazła tumor abdominis [guz brzucha - B.B.-L.], chciała mnie zaraz brać pod nóż. Wytargowałem pobyt tu do wtorku (11.III) – parę taktów dopisać (Warszawa, 19 XI 1984, Z. Mycielski, „Niby-dziennik ostatni", Warszawa 2012).
Chciał koniecznie ukończyć symfonię. Udało się, ale potem nie był zadowolony. Już po operacji notował z żalem: „Symfonię sknociłem. Czy potrafię ją naprawić?” (Warszawa, 20 VI 1986, Z. Mycielski, Niby-dziennik ostatni, Warszawa 2012). Ostatecznie, czystopis partytury zachowany w jego archiwum nosi adnotację: „zakończona 10 marca 1986 w Konstancinie. (Przed pójściem do szpitala) – (pragnę ją pokazać J. Krenzowi)” (Archiwum Zygmunta Mycielskiego, BN, sygn. V 10 064). Utwór jednak nie został nigdy wykonany i zachowany jest w rękopisie.
Tuż po operacji planował jeszcze jeden utwór – Fragmenty do słów Juliusza Słowackiego na chór i małą orkiestrę. Wiedział, że nie zostało mu wiele czasu. W maju 1986 roku notował:
Z całą pokorą myślę o „Fragmentach" Słowackiego – o mojej ostatniej ucieczce w liryzm (?), którą może zrealizuję, może potrafię zrealizować. Może znajdę na to resztkę uciekających sił. – Myślę też, że ta ucieczka w liryzm czy w poezję, to – (niestety?!) – polski sposób reagowania na katastrofę, która na nas nachodzi (Warszawa, 18 V 1986, Z. Mycielski, „Niby-dziennik ostatni", Warszawa 2012).
Praca nad utworem dawała mu wiele satysfakcji, pozwalając choć na chwilę zapomnieć i o chorobie, i o otaczającej rzeczywistości. Zależało mu, by ten utwór skończyć.
Całość zamyka pełna spokoju koda, w której Bóg-Światłość błogosławi całemu światu. Mycielski kończy swój utwór roztapiając go w ciszę. Podobnie, jak w poprzednich kompozycjach religijnych, zdaje się tu pokornie zawierzać Bogu, z wiarą i nadzieją poddając się jego błogosławieństwu. To piękne, liryczne i głęboko uduchowione pożegnanie Mycielskiego ze światem zamyka jego twórczość w niezwykle wymowny sposób. Odczuł to bodaj najpełniej Michał Bristiger, w swym wspomnieniu zmarłego kolegi pisząc:
Teraz słucham, jak muzyka kończy się słowem „Świa-tło-ś-ć" i muzyczną figurą, jaka pojawiła się zarazem na początku utworu, na ciemnym tle, kiedy jeszcze nie wiadomo, co z niej wyniknie, a przy końcu już się spełnia. To słowo zaczyna świecić, a zawiera w sobie i świat, i jego tło, i tę swoją – mówi Miłosz – „błazeńską czapkę” z ś i ć, jaką język polski nakłada na słowa uroczyste, a którą Zygmunt ostatnim swym gestem strącił ze słowa, pozwalając mu w sposób wolny promienieć. Odrywa się głos fletu, idzie cicho i spokojnie w górę, aż osiągnie, w harmonii z ostatnim akordem swój ostatni dźwięk, aż rozpłynie się w pauzie – bez fermaty, pianissimo i „ritenuto a piacere". Wsłuchuję się w tę ciszę, tę chwilę odejścia, ten moment rozmowy, pragnąc szepnąć: „Dobranoc, mój książę” (M. Bristiger, „Zygmunt Mycielski [wspomnienie]", „Res Facta Nova” 1994 nr 1(10)).
Fragmenty zabrzmiały na festiwalu Warszawska Jesień 23 września 1987 roku. Kompozytor już ich nie usłyszał. Zmarł 5 sierpnia 1987 roku w Warszawie. Zgodnie z ostatnią wolą pochowany został w krypcie kaplicy grobowej w rodzinnej Wiśniowej.