Muszę z naciskiem stwierdzić, że żyjemy niestety w świecie zamkniętym i – praktycznie rzecz biorąc – izolowanym od otaczającego nas życia artystycznego. Nie pomogą dosyć nawet liczne oficjalne wyjazdy, kongresy czy zjazdy, na które wyjeżdża paru, zwykle tych samych, artystów i wirtuozów. To nie jest prawdziwy kontakt artystyczny. Kontaktem artystycznym jest życie koncertowe, koncertowe programy, w których muszą się znajdować najwyższe osiągnięcia muzyki światowej, łatwy dostęp do wydawnictw, wymiana najlepszych solistów i dyrygentów, wyjazdy młodzieży, od której trudno wymagać, by wydawała wytrawnych krytyków i praktyków w swoim zawodzie, gdy są oderwani od tego, co się dzieje i w Związku Radzieckim, i w demokracjach ludowych, i w krajach zachodnich. Stajemy się zaściankiem, w którym nie możemy sobie wyobrazić ani jak, ani co się tam gra i produkuje. […] Taki stan rzeczy i rosnąca z każdym rokiem ignorancja tego, co się w naszej dziedzinie odbywa gdzie indziej, jest więcej niż niebezpiecznym stanem rzeczy. (Z. Mycielski, Twórczość muzyczna dziesięciolecia (z referatu na Walnym Zjeździe ZKP, 4 VII 1955), w: tegoż, „Ucieczki z pięciolinii", Warszawa 1957)
To były odważne słowa. Zwiastowały jednak czas politycznej odwilży, bowiem rok 1956 przyniósł zasadniczy przełom. W październiku burzliwe obrady VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR oddały władzę Władysławowi Gomułce, który zapowiedział nowy polityczny kurs. W tym samym czasie w Filharmonii Narodowej odbywały się koncerty Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Współczesnej, który pod później przyjętą nazwą „Warszawska Jesień” miał stać się oknem na świat dla polskiej muzyki. Zygmunt Mycielski brał udział w tych wydarzeniach, zapisując swe obawy i nadzieje na kartach dziennika, a także w pisanych od 1955 do „Przeglądu Kulturalnego” notatnikach muzycznych.